„Sny o Hiroszimie” Joanny Rudniańskiej to książkowy kolaż, w którym autorka przeplata stanowiący rdzeń całej historii dramat z grafikami oraz fragmentami prozatorskimi. Nie jest to jednak literacki chaos, lecz sprawne oddziaływanie na czytelnika różnymi bodźcami. Autorka w inteligentny sposób kojarzy wątki i motywy, by opowiadać o społeczeństwie ogarniętym mniej lub bardziej racjonalnym lękiem przed śmiercią.
Główną bohaterką jest Bibi, psychoterapeutka wynajmująca gabinet na jednym z najwyższych pięter Babka Tower. Czytelnik szybko poznaje resztę postaci – czy wręcz postaci dramatu – którzy nie stanowią zbyt licznej grupy, a wszystkich ich łączy osoba Bibi. Są to więc jej pacjenci, matka czy kochanek. W innych fragmentach, rozpisanych na duet „Ona” i „On” rozgrywa się dyskusja na tematy związane z Hiroszimą, Smoleńskiem czy holokaustem. Dramat ma tu zresztą znaczenie dwupoziomowe: w jego formie Rudniańska stworzyła wiodącą fabułę wydarzeń, a jednocześnie o emocjonalnych dramatach możemy mówić w odniesieniu do przeżywanych przez bohaterów „Snów o Hiroszimie” doświadczeń. Nie są to emocje zbyt zróżnicowane, ponieważ wszystkie da się skupić pod jednym hasłem – lęk przed śmiercią. W tym obszernym zbiorze skojarzeń zmieści się zarówno zaburzone zachowanie matki Bibi, która w najmniej spodziewanych momentach informuje córkę o tym, że właśnie umiera, jak również nuklearna zagłada, będąca źródłem paranoicznych lęków innych bohaterów.
Choć przeważająca większość postaci występujących w powieści to pacjenci psychoterapeutki, ich lęki – choć ubierane czasem w zaskakujące sformułowania lub kojarzone dość nietypowo – wcale nie wydają się, po dłuższym namyśle, tak odbiegające od normy i od zupełnie zwyczajnych, podyktowanych naturalnymi instynktami emocji. Wcale nie jestem przekonana do widniejącego na okładce „Snów o Hiroszimie” określenia „thriller psychoanalityczny”, które miałoby w jakiś sposób informować czytelnika o gatunku tej powieści. Motywy charakterystyczne dla thrillera rzeczywiście odnajdziemy u Rudniańskiej, a psychoanalityczne nawiązania są ściśle związane z profesją głównej bohaterki i tym, że niemal wszystkie wydarzenia rozgrywają się w gabinecie terapeutki. Nie opierałabym jednak całego wyobrażenia o książce wyłącznie na tym sformułowaniu.
Autorka powieści wielokrotnie zaskakuje trafnością swoich skojarzeń i pomysłu będącego podstawą całej historii, w którym zestawione zostały osobiste, jednostkowe traumy mieszkańców współczesnej Polski z tragediami, których ofiary liczyć można w dziesiątkach czy setkach tysięcy. Powtarzalność pewnych mechanizmów, sposobów reagowania oraz życia w cieniu katastrofy zdają się u Rudniańskiej intrygująco zbieżne z prawidłowością funkcjonowania w obliczu indywidualnego dramatu.
W „Snach o Hiroszimie” niewiele zostaje powiedziane wprost. Otrzymujemy bardzo szczegółowe i dodające autentyczności opisy poszczególnych postaci – ich sposobu ubierania, poruszania, a nawet siedzenia – natomiast tego, co najbardziej istotne, nie dowiemy się z bezpośrednich komunikatów. Symboliczne znaczenia miejsc, osób, a przede wszystkim wypowiadanych przez bohaterów słów odkrywamy właściwie dopiero po przeczytaniu całej powieści. Co więcej, jest to zdecydowanie lektura do wielokrotnego użytku i jestem przekonana, że przy każdym kolejnym podejściu czytelnik ma szansę natrafić na nowe sensy i kolejne elementy układanki, do której skompletowania zaprasza autorka.
Joanna Rudniańska „Sny o Hiroszimie”
Wydawnictwo W.A.B.