Grażyna Jagielska w książce „Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym” opisała, jak doszło do tego, że trafiła do kliniki stresu bojowego, chociaż nie była na wojnie i w odróżnieniu od pozostałych pacjentów przyjętych do ośrodka, nie jest żołnierzem. Film „53 wojny” oparty na historii żony jednego z najsłynniejszych polskich korespondentów wyjeżdżających do krajów ogarniętych konfliktem to przejmujący obraz destrukcyjnej siły uczuć, które pozornie wydają się wyłącznie pozytywnymi: miłości, tęsknoty czy troski. Kiedy zostają przekroczone granice, najpiękniejsze emocje mogą mieć niszczycielską moc.
Anka (Magdalena Popławska) jest kobietą, która działa bezkompromisowo. Bez trudu załatwia dłuższy kabel do telefonu, wybiera się z mężem do adwokata specjalizującego się w rozwodach i wymusza na sąsiedzie naprawę popsutego telewizora. Ta silna i zdecydowana dziennikarka staje się jednak bezradna w obliczu paraliżującego strachu o wyjeżdżającego na wojny męża. Stres nasila się z każdą kolejną wyprawą, a relacje z miejsc, gdzie toczą się walki i na każdym kroku giną ludzie, serwowane po powrocie przez Witka (Michał Żurawski) z pewnością nie pomagają w zachowaniu spokoju.
Ewa Bukowska posiłkując się relacjami Jagielskiej tworzy portret kobiety stającej się więźniem własnego strachu i miłości. Ze względu na emocjonalną więź z mężem pozwala na wykorzystywanie siebie w charakterze – jak sam to nazywa – immunitetu. Wprost wyjaśniona zostaje widzowie zależność, jaka łączy tę dziennikarską parę – Witek wspomina, że dzięki świadomości posiadania kochającej, czekającej w domu żony on sam może czuć się na wojnie w pewien sposób nietykalny, ponieważ ciąży na nim obowiązek powrotu do domu. Choć nie brzmi to do końca racjonalnie, a postawa korespondenta trąci egoizmem, trudno byłoby ocenić tego bohater jednoznacznie negatywnie – po pierwsze ze względu na niewątpliwe powołanie, które Witek czuje oddając się tak niebezpiecznemu zawodowi, a po drugie, usprawiedliwia go nieco brak świadomości, w jakim dokładnie stanie znajduje się Anna podczas jego nieobecności. Nie tylko widz może mieć problem z osądzeniem Witka, skoro nawet żona w skrajnie różny sposób odbiera jego obecność lub nieobecność.
Zdecydowana większość wydarzeń rozgrywających się w filmie ma miejsce w mieszkaniu, które w kolejnych scenach sprawia wrażenie coraz bardziej ciasnego i przytłaczającego Annę. Jej panika narasta, a na kuchennym blacie przybywają szklanki z niewypijanymi herbatami, które robi dla siebie lub dla nieobecnego męża. Odrzuca niezbyt przekonującą ofertę pomocy ze strony koleżanki z redakcji (Kinga Preis). Poszukując namiastki bezpieczeństwa wciska się pomiędzy ścianę i szafkę kuchenną, by tam oddawać się paranoicznemu myśleniu o niebezpieczeństwie, w którym może znajdować się właśnie Witek. Początkowo Anka potrafi jeszcze droczyć się z partnerem przed jego wyjazdem, każe mu powtarzać w obcym języku zdanie „kocham swoją żonę i muszę do niej wrócić”. Z czasem coraz bliżej dopuszcza do siebie myśli o ewentualnej śmierci dziennikarza. W końcu przestaje martwić się, że on zginie – pogrzeb byłby swego rodzaju wybawieniem i zakończeniem doprowadzającej do obłędu niepewności. Z poczuciem winy czeka na wiadomość o tym, że została wdową, bo jakiekolwiek inne rozwiązanie sytuacji wydaje się niemożliwe – Witek pomimo obietnic wcale nie wybiera się na swoją ostatnią eskapadę. Przeciwnie, po powrocie planuje od razu kolejny wyjazd. Anka jest w stanie wymienić 53 wojny, w których psychicznie wzięła udział poświęcając każdą myśl wyobrażaniu sobie tego, co rozgrywa się w kraju ogarniętym konfliktem zbrojnym.
Magdalena Popławska dźwiga na sobie cały ciężar filmowego dramatu – postać pojawiającego się cyklicznie Witka wyznacza jedynie kolejne fazy psychicznej autodestrukcji Anki, a matka głównej bohaterki (Dorota Kolak) jest jedną z osób pozornie obecnych w życiu córki, lecz zupełnie niepomocnych i dla własnej wygody ślepych na traumę, przez którą kobieta musi przechodzić sama. Nieco niezrozumiały wydaje się epizod w klinice psychiatrycznej, do której trafia dziennikarka – nagły zwrot wydarzeń, pojawienie się innych postaci wchodzących z Anką w niejasne interakcje sprawia wrażenie niespójnego z wcześniej oglądanym obrazem. Poza tym zbędnym wtrąceniem w całym filmie konsekwentnie zbudowana zostaje historia pogłębiającej się choroby bohaterki. Zachodzące w jej zachowaniu zmiany mają odzwierciedlenie także w atmosferze filmu, która z każdą sceną staje się cięższa, w widoczny sposób zmierza do przekroczenia nienazwanej granicy ludzkiej wytrzymałości. Popławska brawurowo radzi sobie z bardzo trudnym zadaniem, by nie popadać w przesadne, a co za tym idzie często na ekranie ocierające się o śmieszność stany katatonii czy histerii. Jej postać zatraca się w stopniowym obłędzie, lecz widzowie mogą znaleźć dla tego zachowania stosowne wyjaśnienia i uzasadnienie.
Ewa Bukowska stworzyła film mocno osadzony w autentycznej historii żony korespondenta wojennego. Jednocześnie pozwoliła sobie na wiele artystycznych zabiegów uatrakcyjniających obraz, który obok psychologicznego studium przypadku Grażyny Jagielskiej oferuje wciągającą reżyserską wizję ze świetnymi kreacjami aktorskimi. Bukowska rozsądnie wyważa to, co wykreowała jako twórczyni i interpretatorka przeczytanej w książce opowieści z tymi elementami, które czynią z filmu obraz po części dokumentalny.
„53 wojny”
Reżyseria: Ewa Bukowska; Zdjęcia: Tomasz Naumiuk; Muzyka: Natalia Fiedroczuk-Cieślak; Scenografia: Anna Anosowicz; Obsada: Magdalena Popławska, Michał Żurawski, Krzysztof Stroiński, Kinga Preis, Dorota Kolak.
Premiera: 19.10.2018
Fot. Robert Jaworski