Sześć dziewczyn spotyka się na scenie, by piosenkami z filmów Quentina Tarantino opowiadać o owianym legendami PMSie. Dezorganizujący życie wielu kobiet zespół napięcia przedmiesiączkowego doczekał się odrębnego spektaklu, w którym najbardziej skrajne przejawy tego syndromu zostają przywołane, objaśnione i zilustrowane przy pomocy krzyków, łez, bijatyk, kłótni, ale także tańca oraz śpiewu. Wybuchowa mieszanka różnych charakterów, stanów emocjonalnych i zwrotów akcji świetnie koresponduje ze światem znanym z obrazów Tarantino, a energia z jaką dyplomantki Studium Musicalowego Capitol angażują się w swoje role sprawia, że można poważnie obawiać się, czy Mała Scena przetrwa ten napędzany hormonami huragan.
„Spokojnie, jestem szalona” idealnie spełnia rolę spektaklu dyplomowego, w którym każda z występujących studentek ma szansę zaprezentować się na scenie w na tyle intensywnej i bogatej w emocjonalne odcienie kreacji, by dać się zauważyć i zapamiętać. Wprowadzenie sześciu pierwszoplanowych ról żeńskich przewidzianych w tym przedstawieniu zagwarantowało udział zarówno w zbiorowych, jak i solowych występach. Projekt nie byłby tak udany bez piosenek z filmów Tarantino – ich wykorzystanie pozwoliło na sprawdzenie umiejętności wokalnych całej obsady i w znaczący sposób urozmaiciło pokaz. Choć sposób wprowadzania na scenę kolejnych utworów można uznać za dość przypadkowy i chaotyczny – nie zawsze znajduję uzasadnienie dla wyboru właśnie tego momentu, na wykonanie kolejnego songu – sam wybór ścieżki dźwiękowej jest ciekawy i przemyślany. Zabawna jest przy tym funkcja „Bang, bang (My baby shot me down)” jako przeboju najbardziej pożądanego, a przez to zakazanego – walka o utwór przypomina bój o najładniejszą sukienkę – każda z bohaterek chciałaby się w niej pięknie zaprezentować.
Spektakl w reżyserii Konrada Imieli wydaje się efektem ścisłej współpracy z szóstką dyplomantek – stereotypowe potraktowanie objawów PMS-u, znane choćby z internetowych memów czy innych żartów, uzupełnione zostało bowiem o dość osobiście i intymnie brzmiące doświadczenia kobiet. Widzowie mają okazję wysłuchać także kilku nagrań wypowiedzi przechodniów na temat zespołu napięcia przedmiesiączkowego, co potwierdzałoby teorię o bazowaniu na prywatnych świadectwach. Twórcy komentują zjawisko PMS-u w sposób żartobliwy, ale przy tym nie bagatelizują problemu. Udaje im się obśmiać napady wilczego apetytu, huśtawki nastroju, towarzyszące zmianom cyklu miesiączkowego fizyczne objawy, a przy tym przedstawić kilka całkiem istotnych faktów. Reżyser chętnie sięga także po ten rodzaj absurdu i humoru, który fanom Tarantino każe pędzić do kin na kolejne filmy swojego mistrza.
Spektakl Studium Musicalowego Capitol nie ma jednak charakteru wyłącznie pedagogicznego i nie jest rodzajem wykładu (choć może mieć więcej wspólnego z edukacją seksualną niż tego typu zajęcia w większości polskich szkół), ale także świetnie pomyślanym i zagranym przedstawieniem muzycznym. Wybierająca się na symboliczną wyprawę do krainy wiecznych łez, czyli na stronę Youtube’a Karolina Moc w przezabawny sposób odsłania kulisy poszukiwania najbardziej wzruszających filmików, które pomagają pozbyć się uciążliwego napięcia i poczucia smutku. Równie świetnie z komiczną rolą radzi sobie Barbara Gołębiowska, która przekonująco opowiada o zamiłowaniu do jedzenia ryb podczas tak zwanej „gastrofazy”. Paula Musiał za to wprowadza widzów do tajemniczego świata mody, rządzącego się swoimi prawami podyktowanymi z kolei przez potrzebę poczucia fizycznej swobody. Dyplomantki Capitolowego Studium Musicalowego sięgają także po bardziej historyczne sposoby postrzegania kobiet – do motywów czarownic, posiadania dobrych i złych mocy, szaleństwa przeradzającego się w histerię – wspomnienie tych dawniejszych poglądów stanowi ciekawy kontrast dla dzisiejszych badań nad PMS-em.
Intrygujący finał zaproponował reżyser, oddając jego ciężar w ręce Kingi Wlaszczyk, która ze sceny punktuje wszystkie zarzuty, jakie można byłoby stawiać spektaklowi. Ironicznie komentuje pewną umowność i przesadę, której dopuszczają się twórcy zestawiając filmy Tarantino z kobiecym cyklem menstruacyjnym. W pozornym spokoju bohaterki odnajdziemy jednak nie tyle zaprzeczenie wszystkich oglądanych wcześniej skrajnie emocjonalnych stanów, ile kolejny przykład formy, jaką może przybrać zespół napięcia przedmiesiączkowego. Przy okazji Imiela tak pomyślanym finałem wytrąca ewentualne krytyczne argumenty z ręki krytyków, którzy mogliby przyczepić się do funkcji piosenek w spektaklu lub do wyolbrzymiania pewnych problemów.
Jeżeli teatralne wzięcie wciąż mają psychodramy w rodzaju „Kotki na gorącym, blaszanym dachu” czy „Tramwaju zwanego pożądaniem”, dlaczego nie udzielić na scenie głosu kobietom, które dziś toczą walkę ze swoimi hormonami i choć mają dużą świadomość tego, w jakim stopniu za ich zachowanie odpowiada biologia, niewiele mogą na to poradzić. Natomiast spektakl „Spokojnie, jestem szalona” daje szansę by o tym porozmawiać, obalić kilka mitów lub publicznie przyznać, że coś, co wydaje się nienormalne jest powszechniejsze niż mogłoby się wydawać. Czy w przypadku „Spokojnie, jestem szalona” teatr może ratować ludzkie życie? Myślę, że tak, jeśli po jego obejrzeniu ktoś powstrzyma się od wypowiedzenia na głos żartu „hehehe, co się wściekasz, okres masz?” i tym samym uniknie krwawej rzezi, której nie powstydziłby się Tarantino (choć odbędzie się ona zapewne tylko w wyobraźni kobiety).
Spektakl dyplomowy Studium Musicalowego Capitol 2019
„Spokojnie, jestem szalona”
Scenariusz, reżyseria, scenografia, fotografie: Konrad Imiela; Aranżacje i kierownictwo muzyczne: Piotr Dziubek; Choreografia: Jacek Gębura; Kostiumy, grafika, koncepcja i projekt broszki: Agata Bartos; Realizacja światła i dźwięku, asystentka: Magdalena Zamoroka; Obsada: Paula Musiał, Kinga Wlaszczyk, Barbara Gołębiowska, Malwina Kulisiewicz, Karolina Moc, Adrianna Górka.
Premiera: 28.02.2019