A gdyby do „Dziadów” Mickiewicza wrzucić Abrahama Lincolna, który zjawi się podczas obrzędów, by szukać pocieszenia po stracie ukochanego syna? Albo gdyby pisarze biorąc na warsztat czyjeś prawdziwe losy lub autentyczne wydarzenia podpierali się historycznymi źródłami i uwiarygodniali swoją narrację uzupełniając ją o cytaty z dawnych tekstów? George Saunders tworząc powieść stanowiącą wypadkową wielu gatunków i form literackich uruchamia całkiem nowe pytania i skojarzenia.
„Lincoln w Bardo” pozytywnie zaskakuje nie tylko nietypową formą, ale również fabułą – do samego końca czytelnik nie może być pewien, czy autor nie zechce ponownie wywrócić porządków do góry nogami. Sposób opowiadania o historii rodziny Lincolnów, którą poznajemy w momencie zetknięcia z tragedią, jaką była śmierć Williego – prezydenckiego syna – to z jednej strony literacka fikcja, a z drugiej – przywołanie artykułów, książek i odnotowanych wypowiedzi z czasów, gdy wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości. Pojawia się w związku z tym pierwsze zasadnicze i bardzo istotne pytanie, które może zadawać sobie czytelnik – na ile świadkowie zdający pisemne relacje z okresu choroby Williego i żałoby Abrahama oraz jego małżonki trzymali się obiektywnych faktów, a na ile była to również fikcja literacka – niemniej autorska jak to, co dopisuje ze swej strony Saunders? Wskazówkę dotyczącą odpowiedzi na tę zagadkę otrzymujemy w cytatach, które zestawione zostały przez pisarza w taki sposób, by dotyczyły tych samych wątków, zdarzeń lub osób. Na tej podstawie łatwo można zorientować się, że o obiektywność tu trudno, ponieważ to, co jeden ze świadków określa w dany sposób, w kolejnym przywołanym fragmencie opisane zostało zupełnie inaczej – poszczególne przywołania czasem wręcz stoją w wyraźniej sprzeczności. Być może autor wyróżnionej nagrodą Man Booker Prize w ten sposób uzasadnia swoje prawo do fantazjowania na temat tego, co działo się w domu Lincolnów. A w związku z tym, że czuje się uprawniony do snucia własnych wizji, nadaje im coraz śmielszy, ale przy tym też ciekawszy wymiar…
Dopuszczenie przez Saundersa do głosu zmarłych pozwoliło na swobodne żonglowanie formami i przełamywanie pewnych konwencji, których użycia najprawdopodobniej spodziewamy się sięgając pod utwór poświęcony przeżywaniu żałoby. Tymczasem bohaterowie przebywający w niedookreślonej przestrzeni na styku światów i zaświatów dzielą się z czytelnikami nie tylko historiami dotyczącymi okoliczności własnej śmierci, ale nierzadko również anegdotkami ze swojego życia. Zabawne historie i występujące w nich postaci posiadające komiczne cechy stanowią przeciwwagę dla smutku i rozpaczy rodziców Williego, a książce nadają swoiście lekkiego charakteru, choć tematyka na to bynajmniej nie wskazuje.
Tytułowe „bardo” to pojęcie zaczerpnięte z filozofii buddyjskiej i oznacza miejsce przejścia – stan pomiędzy życiem a śmiercią. W takim zawieszeniu i w byciu „pomiędzy” można umieścić George Saundersa i jego powieść – oczywiście nie jest to dosłownie zawiśnięcie pomiędzy światem żywych i umarłych, ale pomiędzy różnymi gatunkami oraz stanami emocjonalnymi. Przez to, że powieść nie daje się w żaden sposób jednoznacznie zaklasyfikować, staje się unikatowym utworem, którego nie jestem w stanie porównywać z żadnym innym. Nie spodziewam się również zbyt prędkiej odpowiedzi na „Lincolna w Bardo” – myślę, że będzie to raczej jednorazowa eksplozja w świecie literatury wpisująca się na listę książek, które koniecznie trzeba poznać, by nie pominąć tej niezwykłej, czytelniczej przygody.
George Saunders „Lincoln w Bardo”
Wydawnictwo Znak