Koncert Galowy 42. Przeglądu Piosenki Aktorskiej powierzono Martynie Majewskiej. Reżyserka z kolei swój muzyczny spektakl „WITAMY W ŚWIĄTYNI SZTUKI, słuchajcie, a będzie wam dane” zawierzyła boskim mocom, zapraszając na wspaniały sceniczny rytuał, a środkiem do osiągnięcia stanu katharsis miało być „święte przebywanie na scenie”. Ambitny plan, by poprzez piękno sztuki poruszyć publiczność na duchowym poziomie został zrealizowany, a tegoroczna gala była jedną z najlepszych, jakie mogliśmy oglądać w ostatnich latach.
O czym powinno się dziś robić Galę PPA, czyli pełen rozmachu koncert, z gwiazdorską obsadą i przekazem, który dotrze do setek widzów, skoro cztery pokazy rokrocznie sprzedają się ekspresowo, jako jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalnych Wrocławia? Dziś – w czasach, gdy musimy funkcjonować w stanie permanentnych, krzyżujących się i nakładających na siebie kryzysów. W ubiegłym roku Jan Klata reżyserując koncert galowy przekonywał widzów, że nic nie ma sensu. Ze skąpanej w czerwieni i mroku sceny artyści przekazywali fatalistyczne komunikaty i brutalnie odbierali resztki nadziei na miłość, dobroć, wspólnotowość. Zaproszona do wyreżyserowania tegorocznego koncertu Martyna Majewska stanęła po skrajnie przeciwnej stronie – odziani w biel bohaterowie jej widowiska porywają publiczność w świat rytuałów, ceremonii i święceń, w którym duchowe pokrzepienie odnaleźć można na wiele sposobów.
Już na wstępie absolutnym spokojem napełniała mnie informacja, że odpowiedzialność za muzykę przy tym projekcie spoczywa na Dawidzie Majewskim. Znając rewelacyjne oprawy muzyczne Majewskiego choćby do spektakli Capitolu („Wyzwolenie. Królowe” i „Alicja”), ale także współpracy z innymi teatrami („BATORY trans” we Wrocławskim Teatrze Pantomimy czy „Yemaya Królowa mórz” we Wrocławskim Teatrze Lalek) można było spodziewać się po zaproponowanych przez niego aranżach wszystkiego, co najlepsze. A z kolei po zaproponowanej przez duet Majewskich playliście można było spodziewać się… po prostu wszystkiego. Oba te założenia były prawidłowe – 16 fenomenalnych interpretacji i aranżacji muzycznych popłynęło ze sceny, a każdy kolejny wybór (wybór utwory i wybór stylistyki) przynosił zaskoczenie – ale zawsze pozytywne.
Otwierający koncert performance, który rozpoczynał się już w chwili, gdy widownia wciąż powoli się zapełniała, to mantra przywołania pierwotnej siły tworzenia, według Ajeet Kaur. Na scenie od pierwszych chwil było bardzo tłoczno – trudno się dziwić, bo oprócz artystów wykonujących solowe utwory do koncertu galowego zaangażowano także Akademicki Chór Politechniki Wrocławskiej, studentów Akademii Sztuk Teatralnych oraz Studium Musicalowego Capitol. Podczas wykonywania „Adi Shakti” artyści odprawiali kadzidlany rytuał przy użyciu białej szałwi, służącej głównie do oczyszczania aury i usuwania złej energii. Przygotowawszy w ten sposób scenę oraz widzów na wszystkie kolejne przeżycia, twórcy spektaklu przeszli do wyłożenia swojej koncepcji sztuki. Wykonując utwór „Lacrimosa” wzywali twórczą, matczyną moc i opisywali ciało, jako powstałe z żądzy, a żądzę jako praźródło tworzenia. Gdy na scenie pojawiła się Madlen Revlon odziana w czarny, koronkowy strój (kontrastująca z wszystkimi wykonawcami, chórem i tancerzami) choreografka i voguerka odpowiedzialna za stworzenie ruchu scenicznego do koncertu galowego, porządek utworu zmienił się radykalnie. Revlon jest jedną z prekursorek vogue’ingu w Polsce i współzałożycielką pierwszego vogue’owego house’u – Kiki House of Army. Wykonywana przez tancerzy transowo-orgiastyczna choreografia wypełniała przestrzeń, a plątanina ciał pulsowała w rytmie bitów dopełniających chóralne wykonanie mszalnej, żałobnej pieśni „Lacrimosa”.
W widowisku „WITAMY W ŚWIĄTYNI SZTUKI, słuchajcie, a będzie wam dane” wykorzystane zostały dwa mashupy, czyli połączenia co najmniej dwóch różnych utworów, które ma na celu stworzenie spójnej, ale i zupełnie nowej kompozycji. Pierwszą z takich kompilacji wykonała Justyna Antoniak, gdy śpiewając fragmenty „Kołysankę Rosemary”, „Ya soshla s uma” oraz „Wariatka tańczy” wcieliła się w postać stojącej na skraju psychicznego obłędu matki. Drugi mix utworów wykonał Bartosz Porczyk w roli jednorożca, któremu przypadły w udziale piosenki Sokoła, Taco Hemingway’a oraz Tymka. Hip-hopowy epizod na gali PPA udało się zmyślnie wkomponować w tę duchową opowieść Majewskiej, jako element międzypokoleniowego dialogu sztuki.
Dalej o roli sztuki oraz pozycji artysty wobec zakochanego w nim tłumu wielbicielek i wielbicieli opowiadał utwór Violetty Villas „Mechaniczna lalka”, który wykonał Michał Szpak. To znów intrygująca aranżacja, do której Majewski włączył fragmenty „Walca a-moll” Fryderyka Chopina. Boskość i twórcza moc dzierżone w rękach ludzi sceny skonfrontowana zostaje w tekście Agnieszki Osieckiej z tym, co typowo ludzkie – wrażliwością artystów mających „dwie czułe ręce” i „prawdziwe serce”.
Tymczasem kolejna pieśń, „Gaj” Marka Grechuty w interpretacji Macieja Musiałowskiego, to powrót do tematyki żądz, kierujących życiem ludzi. Jeśli ktoś nie wyobrażał sobie, że możliwe jest, by po Grechucie płynnie przejść do piosenki Zenona Martyniuka, zapewne nie doceniał pomysłowości Martyny Majewskiej. Musiałowski pozostaje na scenie, na którą wniesiona zostaje chupa, czyli baldachim, pod którym w tradycji żydowskiej zawierane są śluby. Piosenka „Pragnienie miłości” zespołu Akcent stała się tego wieczoru muzyczną oprawą dla żydowskiej ceremonii zawierania związku małżeńskiego pomiędzy dwiema kobietami. Wykonujące ten utwór Justyna Antoniak i Paulina Gałązka śpiewały, jak to w disco-polo bywa (chyba?) zawsze – o miłości w sposób nieskomplikowany: „Chcę być Twoją słodką, mleczną czekoladką / Żebyś mogła chrupać mnie całymi dniami / Chcę pomadką być do Twojej buzi Mała / By całować usta Twoje przez czas cały”. O ile nie jest dla mnie czytelna intencja autora refrenu w oryginalnej, śpiewanej przez wokalistę wersji, o tyle w interpretacji Antoniak i Gałązki tekst brzmi bardzo sensownie i mógłby stać się manifestem środowisk LGBT+ (gdyby tylko miał lepszą muzykę, jak choćby tę, zaproponowaną przez Dawida Majewskiego): „I chcę Cię bardzo i nie mogę chcieć / I mieć chcę Ciebie i nie mogę mieć / I dawać wszystko i nie mogę dać / I brać chcę miłość i nie mogę brać”.
Dopełnieniem żydowskiego obrządku była także kolejna pieśń – ślubne wyznania zamieniają się w huczne wesele w rytmie „Im hashem lo yivneh bayis”. Twórcy koncertu dobrali repertuar bardzo przemyślany, a mając na uwadze to, by nie umknęły widzom jakiekolwiek sensy wykonywanych utworów, zadbano o tłumaczenia tekstów do wszystkich piosenek, również żydowskiej pieśni.
Dwa kolejne występy przyniosły nowe zaskoczenia. Utwór „You want it darker” Leonarda Cohena zabrzmiał w wykonaniu śpiewającego z offu Cezarego Studniaka, a jego wokal dopełniały niepokojące wstawki chóru. W tym utworze uwaga skupiona została natomiast na choreografii – wzdłuż sceny po podłodze przesuwa się postać skryta za czarnym kostiumem, a pod wielkim, białym sercem zsuwającym się w dół wije się druga tancerka (Kaja Janiszewska, która performowała swój taniec w prawym rogu sceny przez cały koncert). Serce tkwiło nad sceną także podczas kolejnego wykonania, gdy Kasia Moś śpiewała utwór „U stóp szklanych gór” Bajmu. To aranżacja najbliższa oryginałowi, a Moś wystąpiła w wytwornej sukni, godnej… koncertu galowego. Poprzez brak udziwnień, zmian interpretacyjnych i aranżacyjnych można założyć, że miało to być właśnie „tylko i aż” brawurowe wykonanie hitu Beaty Kozidrak, którego autorka powtarza w refrenie „Może właśnie tego chce od Ciebie Bóg / Abyś szukał do niego ciągle nowych dróg / Wciąż nowych dróg”. W braku przewrotności Majewska także odnajduje metodę, by opowiedzieć o relacjach duchowych ze stwórcą – tym razem bardzo wprost.
Na ekranie za plecami Pauliny Gałązki śpiewającej „Żółte flamastry i grube katechetki” wyświetlano napis „Oczy tej małej jak dwa błękity”. Cytat z piosenki Agnieszki Osieckiej intrygująco wybrzmiewał w kontekście utworu Maty, natomiast tekst wykonywanego songu to nic innego, jak kolejny głos w rozmowie z Bogiem – takiej rozmowie, w której podmiot wspomina o przeszkodach na drodze do duchowego nawrócenia, ale czuje potrzebę, by w coś wierzyć:
„I choć gołym okiem widzę, że gdzieś łączy się niebo i ziemia / To wciąż jest daleko i bardzo się boję, że w końcu opadnę z sił / I choć w sumie znam więcej dowodów na to, że wcale cię nie ma / To postaram się żyć tak, jakbyś był”. Mata, tak jak Tadeusz Nalepa z zespołem Blackout „do ciebie pieśnią wołam, Panie” – naturalnym skojarzeniem była więc piosenka „Modlitwa” w wykonaniu Cezarego Studniaka. W tych dwóch piosenkach wybrzmiewały dwa głosy – młodej, odzianej w sukienke być może jeszcze komunijną dziewczynki i dojrzałego, występującego w poplamionej, zużytej bieliźnie i podkoszulce mężczyzny.
„Dobrzy artyści kopiują, wielcy kradną” – cytat z Piscassa rozbłyskał na telebimie podczas utworu „Coco Jamboo”, chyba najbardziej przearanżowanego z całej playlisty. Tancerki z białymi karabinami wijąc się wokół fortepianu towarzyszyły Maciejowi Musiałowskiemu, który interpretował piosenkę zespołu Mr. President w lirycznej balladzie. Ten sam fortepian przydał się jeszcze Bartoszowi Porczykowi przy wykonywaniu „Take me to church” Hoziera. Dwa popowe numery wyinterpretowane po PePeAowemu zyskały w stworzonej przez Majewską świątyni sztuki niemal sakralny wymiar.
Dopełniając multireligijność widowiska reżyserka do „WITAMY W ŚWIĄTYNI SZTUKI, słuchajcie, a będzie wam dane” wtrąciła także mitologiczną Meduzę. Marta Ziółek z wywołującą dreszcze niepokoju wokalizą przemierza scenę, za którą wyświetlono „Głowę Meduzy” – obraz Rubensa.
„Życie nie stawia pytań” z tekstem Agnieszki Osieckiej przypomniała podczas koncertu galowego Magda Umer. Na scenie pozostała sama, utwór wykonała w charakterystycznej melorecytacji, a za jej plecami oglądać można było zdjęcia nieba, obłoków i napis „Na scenie Magda Umer”. To wykonanie i sytuacja, jakich podczas gal PPA oglądaliśmy już mnóstwo – przyjmijmy więc, że był to akcent tradycyjny, w myśl zasady „dla każdego, coś miłego”.
W finale tancerze powracają do ekstatycznych ruchów, a siedząca dotychczas przez cały koncert nieruchomo i majestatycznie po lewej stronie sceny Ewa Szlempo-Kruszyńska wreszcie może zabrać głos. Wyśpiewuje tekst mantry księżycowej według Ajeet. Ceremonia pełni księżyca zamyka spektakl, a duchowa podróż dobiega końca.
W programie czytamy, że koncert Galowy 42. PPA będzie rejestrowany i zostanie wydany na płycie DVD. W innym wypadku, pisałabym w tym akapicie, że gala wyreżyserowana przez Majewską koniecznie musi doczekać się utrwalenia i rozpowszechnienia, bo czterokrotne odprawienie tych rytuałów, to zdecydowanie za mało. Skoro jednak mamy to DVD obiecane, pozostaje mi spokojnie czekać na jego wydanie – spokojnie, bo właśnie w poczuciu spokoju i oczyszczeniu umysłu ze złych, dręczących myśli pozostawił mnie ten koncert. Było to pełne przyjemności obcowanie ze sztuką, której naprawdę nie można odmówić dziś świętości.
42. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu
Koncert Galowy: WITAMY W ŚWIĄTYNI SZTUKI, słuchajcie, a będzie wam dane
Reżyseria, scenariusz, scenografia: Martyna Majewska, kostiumy, scenografia: Krystian Szymczak, muzyka, kierownictwo muzyczne: Dawid Majewski, choreografia, ruch sceniczny: Madlen Revlon, wideo: Michał Mierzejewski, reżyseria światła: Jakub Jan Frączek, asystentka reżysera: Patrycja Wróbel, asystent kostiumografa: Artur Mazur
Obsada: Justyna Antoniak, Paulina Gałązka, Kaja Janiszewska, Kasia Moś, Madlen Revlon, Ewa Szlempo-Kruszyńska, Magda Umer, Marta Ziółek, Maciej Musiałowski, Bartosz Porczyk, Cezary Studniak, Michał Szpak
oraz Akademicki Chór Politechniki Wrocławskiej (przygotowanie chóru: Małgorzata Sapiecha-Muzioł), studenci Akademii Sztuk Teatralnych i Studium Musicalowego Capitol
Premiera: 26.03.2022
fot. Łukasz Giza