W tym sezonie Scenę Kameralną Wrocławskiego Teatru Lalek zupełnie zdominował jeden osobnik. Kazio Sponge, sześciolatek z głową wykonaną z gąbki, z powodzeniem bawi i zaskakuje widzów w swoim comiesięcznym Talk Show. Podobno sukces ma wielu ojców, ale matka jest tylko jedna i w tym wypadku to Anna Makowska-Kowalczyk. Wymyśliła Kazia i użyczyła mu też swoich rąk oraz głosu.
Mieszam w kulturze: Podobno dorośli dużo mogą nauczyć się od dzieci. Czy ty się czegoś nauczyłaś od Kazia?
Anna Makowska-Kowalczyk: Kiedy analizuję tę dziewięcioletnią działalność to myślę, że Kazio uczy mnie większej otwartości i odwagi. Czasem uczę się też od niego wredoty – wtedy mój mąż mówi, że „kaziuję”. Ale bezczelności od Kazia nie przejęłam, więc nasze osobowości w stu procentach się nie pokrywają.
MWK: Wydaje Ci się, że lalkarz może w ogóle nie mieć poczucia humoru?
AMK: Poczucie humoru nie jest konieczne, by uprawiać zawód lalkarza. Humor to tak naprawdę rytm. W ogóle teatr to głównie rytm. Można nie mieć poczucia humoru, a robić rewelacyjne formy komediowe. Teatr lalek może przybierać przeróżne formy: może być poetycki, plastyczny albo stawiać na metaforę obrazu, gdzie humor nie jest kluczowy w odbieraniu dzieła. Potencjał teatru lalek jako formy rozrywkowej dla dorosłych jest w Polsce zupełnie niewykorzystany. Za granicą lalkarze komediowi są bardzo popularni i znani. W naszym kraju nawet Muppety nie cieszą się zbyt dużym zainteresowaniem środowiska, co mnie dziwi, gdyż jest to bardzo wdzięczna forma lalki komediowej. W trakcie studiów miałam możliwość spróbowania różnych form teatru lalek, dzięki czemu po szkole wiedziałam, w które rejony mnie osobiście najbardziej ciągnie. Ważne jest, aby każdy lalkarz poszukiwał swojej indywidualnej drogi, w której widzi pole dla swoich działań. I tak skumulowałam większość swojej energii właśnie w Kazia. A przy okazji praca z nim to jest coś innego niż typowa praca aktorki-lalkarki w teatrze, bo tu w grę wchodzi ogarnianie totalnie wszystkiego. W normalnych warunkach w teatrze mam do zrobienia rolę, dostaję scenariusz, a inni ludzie zajmują się kolejnymi zadaniami. Z Kaziem tworzy się wszystko włącznie z scenografią, kostiumami czy rekwizytami…
MWK: Po to też jest w „Kazio Sponge Talk Show” potrzebny Grzegorz Mazoń ze swoją muzyką, żeby jednak nie wszystko spadało na ciebie? Trudno go było namówić do udziału w tym projekcie?
AMK: Już kilka lat temu miałam pomysł na kaziowy spektakl „Estradowy wycierus”. W głowie miałam tytuł i tematy, które chcę poruszyć – kondycja artysty i opowiedzenie o jego życiu z wszystkimi bolączkami. Kazio jest doskonałym narzędziem by bez ogródek wywalać całą prawdę. Wiedziałam już wtedy, że bardzo chcę, aby był to spektakl muzyczny. Miałam też bardzo długą listę muzyków – z niektórymi już podejmowałam próby rozmowy o projekcie. Ale ciągle intuicyjnie odkładam robotę na kiedyś, zwlekałam. Czułam też, że sam muzyk nie wystarczy, że do Kazia potrzebuję kogoś więcej. I tak po rozpoczęciu pracy we Wrocławskim Teatrze Lalek poznałam Grześka Mazonia. Okazało się, że nasze poczucie humoru jest na tym samym poziomie, oboje nie boimy się improwizacji i lubimy podobny teatr. Cenię go jako aktora, multiinstrumentalistę i kompozytora. Po roku pracy w teatrze i obserwowaniu Mazonia zapytałam, czy chciałby z Kaziem zrobić spektakl dla dorosłych. Przeprowadziłam najważniejszy test: „Wyobraź sobie, że widzowie rzucają styl muzyczny w jakim grasz i temat piosenki, którą Kazio śpiewa. My się nie naradzamy, tylko gramy a vista – piosenka improwizacyjna”. Niezły hardcore, ale sama wiesz, co odpowiedział, bo gdyby się nie zgodził, dziś pewnie byśmy nie rozmawiały. Wiem, że cykl „Kazio Sponge Talk Show” nie byłoby tym samym bez Grześka. Każdy odcinek wspólnie wymyślamy, nawzajem się inspirujemy, robimy dekor, układamy kolejność… Zestawienie Mazonia i Kazia jest tym, o co od początku mi chodziło w tym projekcie – o duodram.
MWK: Gdybyś miała procentowo powiedzieć, ile jest w waszych Talk Showach improwizacji, a ile scenariusza, to jak to się rozkłada?
AMK: Ja nie jestem dramaturgiem i nie piszę scenariuszy. Piszę jedynie grafomańskie piosenki. Nasza praca polega na tym, że po każdym odcinku dajemy sobie kilka dni oddechu, a następnie spotykamy się, by zrobić burzę mózgów. Szukając absurdu próbujemy ugryźć temat kolejnego odcinka. Później wymyślamy tematy piosenek, które są jedynymi przygotowanymi elementami spektaklu. Cała reszta jest próbą dotarcia poprzez monologi Kazia do danej piosenki lub jej zakończenie. Taka formuła jest niezwykle ryzykowane, ale też bardzo nas to kręci. Wiemy, że sobotni spektakl jest inny niż niedzielny i ani razu nie udało się zrobić dwóch identycznych pokazów. W naszym przypadku nie da się też zrobić próby bez widzów – dopiero, gdy pojawia się publiczność, ta forma zaczyna działać.
MWK: Swoje umiejętności improwizacji wyciągnęłaś bardziej ze szkoły czy z życia?
AMK: Ja nigdy nie czuję żenady, jestem bezobciachowa. Pomaga mi to mieć na scenie bardzo duży dystans do siebie, przez co nie boję się ośmieszyć lub palnąć czegoś. Często analizuję błędy, które z Kaziem popełniam i próbuję je później eliminować, ale wszystkie moje działania są wykonywane na zasadzie prób i błędów.
MWK: A czy czasem masz wrażenie, że Kazio z czymś przegiął? Zagalopował się w jakimś tekście?
AMK: Kazio mówi przeważnie inne rzeczy niż ja uważam. Pewnie dlatego, że ja jestem człowiekiem ograniczonym ramami społecznych kurtuazji i na pewne rzeczy bym sobie nigdy nie pozwoliła, a on to robi. Na wczorajszym spektaklu załatwiał od dyrektora teatru większy budżet na „prezenty” dla widzów! Wierzę w to, że przekraczanie granicy przez lalkę jest bardziej wybaczalne niż przekraczanie tych granic przez człowieka. Przez to czuję podnietę w badaniu, jak daleko można granicę przesuwać. Jednocześnie ważne jest dla mnie, żeby nikogo nie obrażać i bardzo pilnuję, by Kazio nie opowiadał się po żadnej stronie. Wolność, zabawa, zaduma – trzy pojęcia, które mam z tyłu głowy myśląc o kolejnym odcinku.
MWK: Comiesięczna formuła wywołuje bardzo dużą presję, ale czy mimo wszystko udaje wam się wciąż mieć jakąś przyjemność z robienia „Kazio Sponge Talk Show”?
AMK: Nas napędza do działania właśnie to, że wciąż mamy z tego fun! Jest fizyczne zmęczenie i stres, owszem, ale energetycznie jesteśmy tak dopasowani, że praca nad każdym odcinkiem idzie nam coraz szybciej, bo z odcinka na odcinek coraz bardziej się docieramy. Wiele osób pyta, czy nie mamy siebie już zwyczajnie dosyć – jeśli się tak stanie, Kazio na bank o tym powie! Polecam gorąco czerwcowy odcinek, w którym będziemy zdradzać making of, the best of – oprócz miksu wszystkich odcinków, powyciągamy wszystkie brudy i produkcyjne tajemnice, o których widz nie wie. Przyjemność z robienia Talk Show jest bardzo ważna, ale nas głównie napędza to, że ludzie wracają na kolejne odcinki. To jest najlepsza nagroda za poświęcony czas!
MWK: A nie szkoda wam tego, że gracie każdy odcinek tylko 2 razy i cała praca jest tak naprawdę dwurazowa?
AMK: Wkładamy w to bardzo dużo pracy i dlatego czuję, że to się jednak zwróci. Odcinki są tematyczne, ale także bardzo uniwersalne, więc liczę, że po zakończeniu cyklu, będziemy do nich wracać i jeszcze je pogramy. Intuicyjnie czuję, że te pomysły się nie zmarnują, ale teraz oczywiście jest nam żal, gdy każdy odcinek pokazujemy tylko dwa razy. Wybraliśmy tę formę świadomie i musimy się z tym pogodzić. Jakby taka szansa pojawiła się za 10 lat, pewnie bym się na to nie zdecydowała, bo z roku na rok wyporność organizmu się zmniejsza, więc wiedziałam, że to ostatni moment, by wkręcić się w robienie premiery co miesiąc.
MWK: Występujesz teraz w ramach projektu sceny dla dorosłych w teatrze lalek. Wolisz grać dla dorosłych czy dla dzieci?
AMK: Ja mam tak, że po prostu lubię grać. I dla mnie w podejściu do grania niczym się to nie różni. Pracując w teatrze dla dzieci zawsze jest jakiś głód grania dla dorosłych. Wiąże się to z kompleksami, które były odczuwalne już w szkole teatralnej, bo wydział lalkarski wciąż funkcjonuje w świadomości jako ten gorszy. Ale samo granie dla dzieci od występów dla dorosłych różni się tylko zadaniami. To wspaniale, że teatry lalek uruchamiają repertuary dla dorosłych. Uświadamiają ludziom w Polsce, że do takiego teatru można pójść nie tylko z dzieckiem. Za granicą to świetnie działa i uważam, że powinno się w takich miejscach jak WTL inwestować w dorosłego widza, bo widz dziecięcy zawsze się znajdzie ze względu choćby na wycieczki szkolne. Ale trzeba zadbać o świadomość dorosłych, by zanikał ten nieszczęsny stereotyp, że lalki są zarezerwowane dla dzieci. Zdarza mi się, że z Kaziem jedziemy gdzieś ze spektaklem, który jest opisany jako 16+, a na widowni siedzi 40 dzieciaków. Spektakl o kondycji mężczyzny, a na widowni dzieciarnia. Ludzie widzą lalkę na plakacie, czy w programie i biegną z dziećmi „pooglądać kukiełki”.
MWK: A czy lalkarz, tak jak aktor dramatyczny miewa takie zawodowe marzenia, by wcielić się w konkretną rolę? Czy ty masz takie ukryte aspiracje?
AMK: Nie mam nic takiego, bo podchodzę do tego zawodu zadaniowo – ktoś mnie obsadza w jakiejś roli, ponieważ jestem aktorką. Nie oceniam, czy mam małą rolę albo czy wolałabym coś innego – zawsze się z tym zgadzam, bo to jest dla mnie zadanie do wykonania. A jakbym miała takie szczególne marzenia i ambicje to bym sobie je zrealizowała, bo wychodzę z założenia, że jeśli ktoś marzy o tym, by grać Hamleta to powinien sobie walnąć monodram, w którym go zagra. Jest dużo opcji na to, żeby swoje aktorskie marzenie spełnić i są drogi, którymi można te marzenia realizować, a nie tylko mówić o tym, o czym się marzy i na co czeka. Ja lubię grać, próbować i cieszyć się z każdego zadania.
MWK: Jak najłatwiej pozbyć się talku z ubrań?
AMK: Polecam namoczoną wodą ściereczkę z mikrofibry!
Fot. Krzysztof Ścisłowicz