Wrocławska Offensywa Teatralna wystartowała w trzeciej edycji Festiwalu Dolnośląskich Teatrów Offowych z zadziornym hasłem: „Off nie gryzie. Czas się oswoić”. Przez skuteczne oswajanie organizatorzy zrozumieli zebranie przedstawień różnorodnych w formie i treści, a to z kolei musiało pozytywnie odbić się na atrakcyjności całego przedsięwzięcia. Tegoroczny ZWROT zgromadził więc w programie między innymi interesujący monodram, teatr lalkowy czy muzyczny spektakl multimedialny.
Trzydniowy przegląd rozpoczęły dwa spektakle, których twórcy głównymi bohaterami swoich narracji uczynili pisarzy. Wspólny projekt grup SHE-la i Cloud Theater „STORIES: #postandersenism” przekładał na muzyczny język historię Hansa Christiana Andersena jako wiecznego chłopca – zaburzonego, nieszczęśliwego i zakompleksionego. Wokalistka (Patrycja Obara) snuje opowieść o utraconym dzieciństwie bajkopisarza w spójny, raz poetycko niedopowiedziany, a innym razem obrazoburczo jednoznaczny sposób. Adekwatnym, bardzo dobrze korespondującym z treścią tłem okazała się też muzyka oraz warstwa wizualna widowiska. Twórcy w pełni wykorzystali potencjał Piekarni, której przestrzeń dała możliwość zaprezentowania misternie kreowanych klatka po klatce obrazów w ich kompletnym, monumentalnym wymiarze. Mimo tak dużego nasycenia bodźców dźwiękowych i wzrokowych, spektakl dzięki oszczędności dramaturgicznej oraz subtelnościom, jakim poddana została reżyseria świateł, pozostaje kameralny. Wszystkie pseudo-baśniowe narracje, które wypełniają czas pomiędzy kolejnymi utworami, miały u swych podstaw wielki smutek, traumę, nieszczęśliwą miłość lub doświadczenie straty, a najpewniej śmierci. Nie dziwi więc, że warstwa muzyczna przedsięwzięcia poprowadzona została w takim też dojmująco dramatycznym rejestrze.
„STORIES: #postandersenism” działa jak dobry storytelling – skutecznie sprzedaje widzom produkt w postaci autorskich utworów (zebranych zresztą na płycie wydanej w 2018 roku) dzięki przekonującej i wciągającej, a zarazem mało znanej historii dobrze znanego pisarza. Z kolei drugi z prezentowanych tego dnia spektakli, „Oriana. Utwór” Teatru Kombinat nie sięga po mniej znane oblicze dziennikarki, lecz wykorzystuje to, co dla postaci Fallaci najbardziej charakterystyczne i co złożyło się na jej sławę. Katarzyna Baraniecka mierzy się z ikoną dziennikarstwa przywołując okoliczności najbardziej znanych wywiadów przeprowadzonych przez Włoszkę i posiłkując się najradykalniejszymi z jej poglądów. Oszczędny w formie monodram – tym razem już bez muzyczno-multimedialnej nadbudowy – czerpie z bogactwa słów Fallaci, które nie potrzebują skomplikowanych zabiegów scenicznych, by wybrzmieć mocno i prawdziwie. Najbardziej udane kreacje Baranieckiej to te, w których grana przez nią bohaterka jest ewidentnie ironiczna – proponuje swoim odbiorcom gry polegające na zdobywaniu władzy, eskalacji przemocy i podporządkowywaniu słabszych własnej, wynaturzonej ideologii.
Na kolejny udany monodram organizatorzy Festiwalu nie kazali długo czekać – „Zupa rybna w Odessie” okazała się kolejnym bardzo interesującym spektaklem jednego aktora. Sebastian Ryś mniej dokumentalnie niż Teatr Kombinat, ale też nie tak bajkotwórczo jak SHE-la, reinterpretuje historię prawdziwej postaci. Twórców spektaklu (za reżyserię odpowiada Julia Mark) interesował Jan Karski, a dokładniej to, co dziś mogłoby się stać, gdyby jego misja została dokończona czy kontynuowana. Fantazjując o bohaterskich misjach oraz alternatywnych losach Polski i Europy aktor prezentuje fantastyczny popis umiejętności scenicznych, a przy tym precyzyjnie żongluje emocjami i swobodnie zmienia bieguny narracji – od lekkich, zabawnych i przyjemnych do patetycznych, nostalgicznych czy wręcz tragicznych. Niemała w tym zasługa autora dramatu, Szymona Bogacza – jego przenikliwość i inteligentne przełamywanie porządków dały Rysiowi pretekst do budowania roli wielobarwnej oraz wielokrotnie, ale zawsze pozytywnie, zaskakującej.
W porównaniu z pierwszymi dwoma dniami, niedzielny program ZWROTu przewidywał na scenie spory tłok. Trzyosobowa obsada „Ruskiej śmierci” z Teatru Ekstrawersja świetnie spisała się w konfrontacji z tekstem Iriny Waśkowskiej. Scenograficznie w offensywie pojawiły się plastikowe worki wypełniające niemal bez reszty przestrzeń Piekarni – znów więc oszczędnie, ale twórczo – w końcu po czymś trzeba poznać, że to off. I znów okazja do obejrzenia zwycięskiego wyjścia z aktorskiej próby. Teatr zapewne mógłby też otrzymać nagrodę za zespołowość, ale wciąż najjaśniej błyszczącą indywidualnością była Karolina Konik, w zdecydowanie niełatwej, lecz dającej duże pole do popisu roli. Tytułowa ruska śmierć polegać ma na bezkresnym siedzeniu i użalaniu się nad sobą, a mające rozkładać się przez setki lat plastikowe reklamówki z pewnością potowarzyszyłyby bohaterom w tych wiecznych udrękach. W przyjemnej do oglądania i dość tradycyjnej teatralnej formie twórcy przemycają głębsze sensy ukryte w tekście Waśkowskiej, która przecież nie pozostawia widza ze zbyt dużymi nadziejami na lepsze.
Po optymistyczne zakończenie Festiwalu warto było zatem sięgnąć jeszcze gdzieś indziej – do propozycji Teatru Układ Formalny, który zaprezentował na ZWROCIE lalkowy spektakl „W stronę Słońca”. Przedstawienie pozbawione wad, od początku do końca i na każdym polu zachwyca. Tu już zdecydowany laur zwycięstwa dla zespołu za współpracę – nie tylko na scenie, ale też za nią i pod nią, jak to w lalkarskich okolicznościach bywa. Opowiadana dzieciom historia żyjącej tylko jedną dobę muchy Jętki zmieściła w sobie wszystko to, czego można byłoby od tak adresowanego przedstawienia oczekiwać – obecność morału, nieobecność moralizatorstwa, inteligentny humor, mnogość postaci, wciągająca fabuła i wreszcie aktorskie zaangażowanie całej ekipy sprawiły, że widzom pozostaje życzyć sobie, by to, co obejrzeli jako przykład sceny offowej szybko stało się głównonurtowe i wyznaczało wiodącą jakość teatru lalkowego.
Teatr Układ Formalny pozostawił publiczność z może i nieco wyświechtanym, ale wciąż robiącym robotę „carpe diem”. We wrocławsko-teatralnych okolicznościach można tę maksymę wcielać w życie skrzętnie wykorzystując okazje takie jak 3. Festiwal Dolnośląskich Teatrów Offowych, by obejrzeć nie jedną, lecz kilka bardzo udanych produkcji, poznać teatry, o których istnieniu być może nie miało się pojęcia lub dać się zaskoczyć innym spojrzeniem na cały ten off.
3. Festiwal Dolnośląskich Teatrów Offowych ZWROT
13-15.09.2019
[vifblike]