Podróżą poprzez czas i galaktykę rozpoczyna się spektakl Marcina Libera „Planeta małp”. Stylizacja na świat science-fiction szybko zostaje porzucona na rzecz metateatralnego zabiegu: twórcy decydują się na zapytanie widzów wprost, czy mogą zawrzeć z nimi umowę. Polega ona na tym, że aktorzy zdejmą z głów wielkie, niekomfortowe maski szympansów, a publiczność wciąż będzie widzieć na scenie nie ludzi, lecz małpy. Wydaje się, że reżyser zawarł z widzami jeszcze jedną umowę: jeśli nie będą się niczemu dziwić i doszukiwać we wszystkim logicznego sensu, spektakl im się spodoba. Liber wprowadza nowy porządek w teorii ewolucji i zupełną dysharmonię na scenie w Teatrze Polskim w Podziemiu.
Przenosząc akcję spektaklu do przyszłości i opierając się na tym, co w toku ewolucji wcale się nie wydarzyło, twórcy zyskali doskonałą swobodę kreowania świata, w którym szympansy zajmują miejsce ludzi. Nie muszą niczego naśladować, trzymać się żadnych zasad lub chronologii, bo oglądane na scenie wydarzenia to czysta abstrakcja. Bohaterki spektaklu, dwie szympansice poruszają się w charakterystyczny dla tych zwierząt sposób, ale ubrane są w balowe suknie, a na nogach mają buty na wysokich obcasach. Wszystkie szympansy są zresztą bardzo elegancko ubrane i zajadają w jednej z początkowych scen banany, ale używają do tego noży oraz widelcy. Mechanizmy zachowań ludzi i szympansów w „Planecie małp” są tak mocno zmiksowane, że nawet intuicyjne próby rozdzielania tych porządków muszą zostać porzucone, jeżeli chcemy podążać za spektaklem.
A do wnikliwego śledzenia przedstawienia zachęca choćby świetna gra aktorów, których z wielką przyjemnością ogląda się w Teatrze Polskim w Podziemiu ponownie lub pierwszy raz, bo swój bardzo udany debiut w tym teatrze zaprezentowała właśnie Agata Kucińska, aktorka Wrocławskiego Teatru Lalek. Znów zachwyca Agnieszka Kwietniewska. Role, w których obsadzana jest w spektaklach Podziemia przypominają bezustanne podnoszenie poprzeczki, bez najmniejszego jednak trudu pokonywanej przez aktorkę. Specjalny udział Haliny Rasiakówny, występującej jako jedyna przedstawicielka gatunku ludzkiego, tzw. ludzica, jest dodatkowym potwierdzeniem, że aktorki w „Planecie małp” nieco zdominowały męską część obsady. Ciekawie koresponduje to z tymi fragmentami tekstu Jarosława Murawskiego, które odnoszą się do zrównania praw obu płci w świecie rządzonym przez szympansy.
Ponadgatunkowa walka o wpływy rozgrywa się na scenie także pomiędzy męskimi przedstawicielami szympansiej społeczności – miejsce starzejącego się profesora (Tomasz Lulek) chętnie zająłby któryś z jego młodszych kolegów (Michał Mrozek, Michał Opaliński), także zajmujących się zgłębianiem wiedzy na temat ewolucji. W kolejnych, rzadko powiązanych ze sobą epizodach Liber w swoim spektaklu na różne sposoby przekształca teorię Darwina na potrzeby kreowania świata dalekiej przyszłości, w której sprawy ułożyły się zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Szympansy wyewoluowały, wytworzyły język, religię (co sugeruje jedna ze scen o liturgicznym charakterze), sztukę (zachwycają się muzyką, element dekoracji stanowia też szympansie portrety) i podporządkowały sobie ziemię. Ich światopogląd zostaje zagrożony, gdy dowiadują się, że być może pochodzą od człowieka. Ewolucyjna piłeczka jest jednak tak mocno podkręcona przez twórców „Planety małp”, że w całym systemie można się łatwo pogubić. Reżyser nie kreuje świata szympansów w szczegółowy czy kompleksowy sposób – właściwie nie poznajemy bohaterów spektaklu, ich charakterów, wzajemnych relacji. Nie otrzymujemy także żadnego tła wydarzeń oglądanych na scenie. Godząc się z tym chaosem możemy obejrzeć serię bardzo udanych popisów aktorskich, skupionych wokół wiodącego tematu, natomiast minusem tej narracji jest trudność zaangażowania się w problem.
Widzowie Teatru Polskiego w Podziemiu mieli już kilka okazji, by przygotować się na przedstawienia bardzo swobodnie traktujące zarówno treść spektaklu, jak i wzajemne układy pomiędzy artystami i publicznością. Zapraszani do tego teatru twórcy nie wyburzają żadnych ścian, ani też nie walczą z konkretnymi konwencjami, ale wszelkimi metodami walczą z pewną systemowością, w której funkcjonuje widowisko teatralne. W dekoracjach teatru mainstreamowego i na jednej z najważniejszych scen w Polsce co rusz rozgrywa się głęboki off.
Przy okazji premiery „Aktorów prowincjonalnych” Michała Borczucha można było usłyszeć głosy krytyczne: że Podziemie robi spektakle dla siebie, że są to zbyt mocno powiązane z teatralnym środowiskiem refleksje, by mógł je zrozumieć i docenić widz przypadkowy, niesympatyzujący z dawnym Teatrem Polskim we Wrocławiu. Spektakl Libera jest na granicy tych dwóch rzeczywistości – z jednej strony kolejny raz artyści przybijają piątkę ze swoją stałą, wierną widownią, a z drugiej wyciągają jednak rękę do tych, którzy wcale nie muszą znać pozascenicznych kontekstów i wikłać się w środowiskowe zależności. Reżyser skorzystał za to z bogatej oferty Podziemia, w którym można, a nawet trzeba pokazać i zrobić więcej, bo inaczej nie wykorzystałoby się w pełni potencjału tego miejsca i zespołu. Nie frasując się koniecznością budowania spójnego w rytmie, narracji czy przyczynowo-skutkowej fabule spektaklu twórcy „Planety małp” budują własne porządki, którym zdecydowanie bliżej do chaosu niż jakiegokolwiek uporządkowania.
Przeważająca dysharmonia i porzucanie ustalonych przez lata ładów wydaje się za to do złudzenia przypominać nasz współczesny świat, w którym coraz częściej nie możemy rozpoznać tego, do czego przywykliśmy. „Mamy wyjątkowo zimny maj”, pada ze sceny i dziś pierwszym skojarzeniem z tymi słowami nie jest tytuł piosenki Maanamu, ale nasza zimna, polska wiosna. Wygląda na to, że aby tworzyć teatr wiarygodnie opowiadający o tym, co tu i teraz, musimy wybrać się w podróż na inną planetę, skleić ze sobą kolaż ze scen, piosenek i wiersza Fredry, ściągnąć szympansie maski, ale dokleić kobietom brody i wówczas otrzymamy obraz w miarę adekwatny do permanentnego kryzysu, w którym znajduje się nasz świat. Rodzi się z tego twórczy chaos polegający na sięganiu aż do samych podstaw naszego światopoglądu, a Liber z Murawskim musieli poprzestawiać ewolucję, by wypowiedzieć się na tematy współczesne. W dość nieoczekiwany sposób kolację wybitnie artystyczną, do której przyzwyczaili nas Krystian Lupa i Thomas Bernhard zastąpiło jedzenie banana sztućcami i co najbardziej zaskakujące Staje się to jedynym sposobem na powiedzenie dziś czegoś istotnego ze sceny.
Teatr Polski w Podziemiu
„Planeta małp”
Reżyseria: Marcin Liber; Tekst i dramaturgia: Jarosław Murawski; Scenografia, światło i kostiumy: Mirek Kaczmarek; Muzyka: Filip Kaniecki; Choreogreafia: Hashimotowiksa; Wideo: Emiko Okime; Obsada: Agata Kucińska, Agnieszka Kwietniewska, Tomasz Lulek, Michał Mrozek, Michał Opaliński, Halina Rasiakówna
Premiera: 29.05.2021
fot. Natalia Kabanow